Jeśli chodzi o film sam w sobie to jest to sinusoida, ciekawsze momenty są przeplatane dłużącymi się, sennymi minutami, z zamrożoną akcją. Jeśli chodzi o samego Lectera... Jest źle. Ulliel nie ma w sobie nic z gracji Hopkinsa, patrzy tylko z byka na prawo i lewo zastanawiając się z kogo by tym razem sobie potrawkę zrobić. Tak samo i scenariusz, próba wyjaśnienia co, jak i dlaczego Hannibal stał się potworem jest bardzo naciągana. Na szczęście film ratuje najzwyklejsza w świecie przyzwiocie odwalona, rzemieślnicza robota realizacyjna, dzięki temu można obejrzeć bez bólu. Nie zmienia to jednak faktu, że film był niepotrzebny i, dosłownie, podobnie jak stwierdził jeden z moich poprzedników, zarżnął legendę.