PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=836}
7,6 520 594
oceny
7,6 10 1 520594
8,4 46
ocen krytyków
American Beauty
powrót do forum filmu American Beauty

Istota filmu

ocenił(a) film na 9

Jak myślicie, jakie miało być przesłanie autorów tego filmu? Jakie wartości miał wnieść w
nasze życie? Piszcie!

ocenił(a) film na 8
janek00714

To ja może rzucę tak bardzo skrótowo od siebie. Film wskazuje na to, żeby z góry nie osądzać ludzi, nie oceniać ich po pozorach, rozmawiać dużo ze sobą, dostrzegać nawet najdrobniejsze piękno otaczającego nas świata i zachwycać się nim. Mówi także, że warto być sobą i spełniać marzenia, nawet jeśli inni chcą to w nas stłamsić. Film pokazuje też, że życie nie jest usłane różami. Każdy z nas ma mniejsze lub większe problemy, z którymi musi zmierzać się na co dzień, jednak można stawiać im czoła i czerpać z życia jak najwięcej, żeby w chwili ( spodziewanej lub nie) śmierci być choć trochę z siebie zadowolonym, spełnionym i szczęśliwym.

Chętnie dowiem się jakie Ty wyciągasz wnioski :)

ocenił(a) film na 7
janek00714

nie warto fapować gdy zona obok lezy.

ocenił(a) film na 9
dawid1420

W moim odczuciu film ten przekazuje nam, że nigdy nie jest za późno na zmianę życia. Człowiek, którego marzenia oddalają się z każda chwilą decyduje się na bardzo odważny krok ku lepszemu jutru. Amerykańskie społeczeństwo go blokuje, pcha ku dołowi, pozbawia radości. Sytuacja społeczne w życiu typowego Amerykanina nie jest usłana różami. Ma wiele pragnień i chęci, które tłamsi w sobie. Jednakże nie jest w stanie do końca ich zniwelować. Odzwierciedlają się one w kontaktach międzyludzkich.
a
Genialna jest scena, kiedy w głowę Lestera wycelowany jest pistolet, ktora przedstawia krzyk: O NIE, STARY! NIGDZIE SIĘ NIE WYRWIESZ, ZOSTANIESZ ZNISZCZONY PRZEZ SYSTEM, BUM!

Zatem wszelkie próby wyzwolenia się z sieci rodzinnej monotonności Lestera tak naprawdę prowadzą do zguby. Chociaż film przedstawia dosyć skomplikowane problemy, niemniej jednak każdy z nas znajdzie w nic coś dla siebie, jakaś sferę do przemyśleń. Stąd moja ocena.

ocenił(a) film na 8
janek00714

Powiem Ci, że z tymi "próbami wyzwolenia z rodzinnej monotonności, które prowadzą do zguby" wcale nie musi być tak jak wygląda bo gł. bohater w końcówce filmu wydawał się być dosyć szczęśliwy, więc śmierć może i była dla niego fizyczną zgubą, ale nie duchową, czy umysłową. Myślę, że on jednak coś zrozumiał, czegoś się nauczył przed śmiercią. Może i nie było to jego wymarzone rozstanie ze światem żywych, ale mimo to umarł z tą świadomością, że zaczął cokolwiek ze sobą robić, próbował coś zmieniać, a już sam ten fakt uczynił go szczęśliwym.

Stąd Twoja ocena? Twoja ocena nigdzie się nie wyświetla, ani nie napisałeś jaką wystawiasz, ale domyślam się, że to jakaś bardzo wysoka nota :]

ocenił(a) film na 8
dawid1420

czemu nie warto? a co ma zona do gadania, jak sie nie podoba niech wraca do kuchni

ocenił(a) film na 10
janek00714

Ja film odczytałem jako metaforę dzisiejszego społeczeństwa. Żyjemy w świecie iluzji. W każdej rodzinie są jakieś problemy, czasem patologie, tylko są skrzętnie ukrywane pod pozorami szczęścia. Człowiek żyje w potrzasku złudzeń, które sam na siebie nakłada, tak naprawdę - nie wierząc w nie. Po czasie zatraca się, gubiąc istotę swojego jestestwa, swojej odrębności. Zgadza się z wartościami sobie sprzecznymi tylko po to, żeby inni uznali go za normalnego. Kiedy już się tak stanie, będzie się panicznie bał, że inni odkryją jego odmienność. Lester choć przez chwilę zaznał szczęścia z uwolnienia się z okowów norm. Przez chwilę, bo obłęd społeczny wziął górę nad najważniejszymi wartościami.
Takie tylko, luźne obserwacje :)

ocenił(a) film na 8
blackys

Bardzo ciekawe obserwacje! I jak bardzo prawdziwe...

Abstrahując już od konkretów z filmu - człowiek funkcjonujący w społeczeństwie nigdy nie będzie w 100% sobą bo właśnie owe społeczeństwo nigdy w pełni mu na to nie pozwoli :] Żyjąc w grupie/społeczności każdy osobnik musi (w mniejszym bądź większym stopniu) dostosować do wszechobecnych zasad i norm.

Społeczeństwo daje, ale społeczeństwo też odbiera... coś kosztem czegoś.

ocenił(a) film na 10
XxXxxEVeRaxxXxX

Faktycznie, sama idea państwa zakłada podporządkowanie sie obywateli prawom, w zamian za bezpieczeństwo, zdrowie itp.
Teraz nasuwa się pytanie - kiedy człowiek jest tak naprawdę wolny? Od urodzenia podlega jakimś prawom. Wydaje mi się, że ta śmierć głównego bohatera mogła być też w pewien sposób symboliczna. Może faktycznie jesteśmy wolni w chwili śmierci? (zabrzmiało trochę w stylu emo :) )

ocenił(a) film na 8
blackys

Ja śmierci Lestera nie uważam za symboliczną.
Oczywiście jak ktoś chce, może sobie doszukiwać się różnych ukrytych znaczeń. Ja widzę główne dwie opcje: 1) facet zginął przez jedno wielkie nieporozumienie i zwyczajnie miał pecha bo mógł jeszcze wiele w swoim życiu pozmieniać na lepsze, no ale wypadki w końcu chodzą po ludziach 2) Lester nie zginął przypadkowo, takie było jego przeznaczenie. Zrealizował się na tyle, na ile było to możliwe w jego przypadku, żyjąc dłużej tylko by się męczył i inni też by się z nim męczyli, więc śmierć była dla niego wybawieniem i najlepszym rozwiązaniem zarówno dla niego jak i dla rodziny.

Wolność w chwili śmierci. Heh, może i brzmi to nieco emowato, ale uogólniając, to przecież całe rzesze ludzi w to wierzą. Jeszcze zależy co rozumieć pod tym pojęciem. Jedni wierzą, że po śmierci dusza człowieka jest wolna i nieskrępowana żadnymi ograniczeniami życia ziemskiego, inni z kolei, że śmierć jest jednoczesnym zakończeniem życia ludzkiego, unicestwieniem, zniszczeniem, ale także wyzwoleniem, a co za tym idzie także i wolnością... wolnością i wyswobodzeniem z problemów życia doczesnego.

ocenił(a) film na 10
XxXxxEVeRaxxXxX

Jest jeszcze trzecia opcja. Rozpłatanie komuś czaszki pociskiem wystrzelonym z odległości metra wygląda dosyć efektownie :).

ocenił(a) film na 8
blackys

Dla kogo wygląda dla tego wygląda :P. Dla kogoś kto ogląda na co dzień horrory nie jest to nic nadzwyczajnego. Poza tym ten moment nawet nie jest dokładnie pokazany, tylko - kadr: głowa przy broni - odgłos wystrzału - krew na ścianie.

Oczywiście zakończenie z uśmierceniem Lestera było potrzebne temu filmowi. Założę się, że "American Beauty" miałby o wiele niższą ocenę gdyby główny bohater dalej sobie tak żył i żył i żył...

ocenił(a) film na 10
XxXxxEVeRaxxXxX

Mam jeszcze jeden pomysł. Może chodzi tu o stworzenie kompozycji klamrowej (charakterystycznej dla utworów psychologicznych, jak np. "Granica" Nałkowskiej). Już na samym początku sam bohater stwierdza, że umrze w ciągu kilku dni. Widz wtedy skupia się na przeżyciach bohatera, chcąc poznać powód... przepłynięcia Styksu albo rozpłatania czaszki, jak kto woli.

ocenił(a) film na 8
blackys

Aa..to już jest jakaś alternatywa dla tamtych rozwiązań :]
W sumie to kilkakrotnie zetknęłam się z filmami o odwróconej, bądź przemiesznej chronologii. No cóż, jednych to zniechęca bo wolą być zaskakiwani zakończeniem, a nie stopniowo odkrywać to co działo się...wcześniej, innych z kolei intryguje bardziej sposób w jaki doszło właśnie do takiego, a nie innego zakończenia.
Dla mnie akurat informacja na początku filmu, że gł. bohater umrze nie była ani negatywna, ani pozytywna, po prostu czekałam na dalszy rozwój wydarzeń licząc, że będą tam przedstawione jakieś ciekawe sytuacje i zagadnienia i tak też się stało.

XxXxxEVeRaxxXxX

Oglądając ten film z czasem zapomniałem o tym, że główny bohater ma zginąć - wydarzenia w nim były na tyle ciekawe, że skutecznie "odciągnęły" moją uwagę od faktu, że ten koleś umrze. Pod koniec dopiero "wracała" mi pamięć, heh.
Co do interpretacji filmu, to sporo by mówić o tym, ale zgadzam się z powyższymi. Pamiętam jeszcze tekst matki tej dziewczyny o tym, że czasami można polegać tylko na sobie - to był jej punkt widzenia, taki całkowicie oschły i bezduszny. Świadczyło to też o jej całkowitym zagubieniu w społeczeństwie. Film oglądałem dosyć dawno, więc nie wszystko pamiętam.

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Hymm... wydaje mi się, że w słowach o poleganiu tylko na sobie kobita miała akurat sporo racji. Tego ją życie nauczyło. We współczesnym świecie niemało jest szorstkości i braku zrozumienia. A że stała się pracoholiczką niewidzącą w życiu nic poza bezustannym wspinaniem się po szczeblach kariery, to inna sprawa.
Heh, a mi się z kolei teraz przypomniało, że w całym filmie najbardziej wkurzała mnie nie mamuśka, nie tatuńcio, a córunia - wiecznie zbuntowana, obrażona na cały świat, odpychająca. Narzekała na kłótnie rodziców, brak zrozumienia, a tymczasem sama nic nie robiła, żeby zmienić atmosferę panującą w domu.

użytkownik usunięty
XxXxxEVeRaxxXxX

Ale zauważ, że każdy wiek rządzi swoimi prawami ;) w jej wieku to normalne, że jest się zbuntowanym i złym na cały świat. Ale co niby mogła zrobić, aby zmienić atmosferę między rodzicami ? Jeżeli się nie kochali, to przecież nic nie mogła poradzić ani na kłótnie, ani na przykre uwagi jakie kierowali w stosunku do siebie.

ocenił(a) film na 8

Ha! Wiedziałam, że zaraz ktoś wyskoczy z tekstem typu : "to normalne, przecież nastolatki się buntują". Tak, ale nie zmienia to fakatu, że jej postać działała mi na nerwy w tym filmie i już ;]
Poza tym nie można wszystkiego zwalać na hormony. Nie chodzi mi o to, że miała się wtrącać w sprawy swoich starych, lecz o to, że nie robiła nic, żeby poczuć się w tym domu choć trochę lepiej. Nie zdobyła się na to, żeby szczerze z nimi porozmawiać i na spokojnie wyjaśnić co ją boli, co jej nie odpowiada. A mogła to zrobić bo choć każdy z bohaterów tego filmu jest na swój sposób popieprzony, to nie byli to ludzie bezrozumni i bezuczuciowi, lecz trochę pogubieni w życiu, ot co.
Ale, żeby nie było, to od razu mówię, że odpowiedzialność za kłopoty rodzinne każdy po trochu był ponosił, dlatego też, żeby nie dopuścić do rozpadu familii wszyscy powinni zacząć działać. Nie wpadli jednak na ten pomysł, no ale gdyby było inaczej nie byłoby dramatu i nie byłoby o czym teraz debatować ;]

XxXxxEVeRaxxXxX

Działała na nerwy, czy nie działała, to nieważne, tam wszyscy byli trochę dziwaczni, nieco przerysowani ;) . Dla mnie tam wszyscy byli niezdarni i irytujący.

Natomiast jeśli chodzi o relacje z rodzicami, to jak ona mogła umieć się z nimi wspólnie dobrze porozumieć, skoro oni nie potrafili ze sobą.Była trochę za młoda na jakiekolwiek próby załagodzenia konfliktu małżeńskiego, być może nawet próbowała wcześniej, ale nie musieli tego pokazywać w filmie. Bo jakby na to spojrzeć - to jakie szansę ma nastoletnia osoba na pogodzenie swoich rodziców? Chyba żadne. Prędzej czy później ta dziewczyna musiałaby stanąć po stronie jednego z rodziców, a nie chciała tego robić, więc miała ich, mówiąc krótko, "w dupie". Nie mówię, że to dobrze, przedstawiam tu raczej zależność: przyczyna -> skutek ;] .

Eve, co do tej matki: właśnie dlatego powiedziała, że można polegać tylko na sobie. Bo w jej przypadku to prawda - była straszną egoistką, z tego, co pamiętam, więc na kim mogła polegać? Na mężu, którego nie znosiła?

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Ale jak już wcześniej mówiłam, nie mam na myśli tego, żeby córka wtrącała się w porachunki rodzicielskie. Chodziło mi o to, że sama mogła spróbować ułożyć sobie poprawne stosunki z każdym z rodziców.
A co się tyczy tych małżeńskich konfliktów, to często można zaobserwować w różnych filmach, że (mniej lub bardziej drastyczne) metody działań nikogo innego jak właśnie DZIECI prowadzą do przejrzenia na oczy rodziców i zaprzestania ich ciągłych waśni.

Cruzer, co do matki: to że była egoistką - to jedno, a to że nie miała na kim polegać - to drugie ;]
No bo przecież istnieją na tym świecie egoiści, którzy mają na kim polegać oraz istnieją ludzie otwarci, szczodrzy, którzy jednak nie mają w nikim oparcia. To jest zależne od środowiska w jakim żyjemy.

XxXxxEVeRaxxXxX

Wiem. A jeśli mówimy o sile przekonywania przez dzieci, to uważam, że w takich sytuacjach najistotniejsza jest świadomość rodziców, że skrzywdzą dzieciaka, jeśli ich małżeństwo się rozpadnie. Oto ta siła przekonywania przez dzieci w prawdziwym świecie, wg mnie ;]

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Oj no różnie z tym bywa. Nie mam zamiaru się o to sprzeczać bo każda rodzina rządzi się swoimi prawami. Z tym nie ma reguły. Bywają też dzieciaki, które podporządkowują sobie rodziców.

XxXxxEVeRaxxXxX

Ale zobacz, Eve, mówisz, że to, czy mamy na kim polegać to zależne od środowiska. Jasne, że tak, w końcu niektórzy są samotnikami itd, więc nie mają wtedy nikogo, kto by ich wspierał (załóżmy taką sytuację, jest to przecież możliwe), i właśnie o to Ci chyba chodziło.

Ale rozważamy sytuację, w której ktoś ma bliskie osoby (np ta dziewczyna miała swoją matkę). I popatrz, ta dziewczyna właśnie słyszy coś takiego od niej. Czyli, skupiając się na "starszej" ;), ona mogłaby mieć osoby , na których by polegała w życiu, ale tego nie chciała, i to samo mówiła córce, którą przecież zawsze powinna wspierać. I nigdy nie mówić jej takich rzeczy.
Haha, ale rozkmina, normalnie szaleństwo ;)

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Nie, nie chodziło mi o żadnych samotników. Chodziło mi właśnie o osoby otaczające się ludźmi, tyle że takimi którzy nie potrafią lub nie chcą ich zrozumieć. Tak też było w przypadku rodzinki z "American Beauty". Z pewnością kiedyś, przed tym co widzimy w filmie, ludzie ci byli ze sobą szczęśliwi i dogadywali się bez zarzutu, jednak z czasem coś zaczęło się psuć, ale nie tak z dnia na dzień. To musiało trwać latami. Po tym czasie stali się przeciwieństwem tego kim byli wcześniej z przyjaciół stali się wrogami. Niby rodzina, ale jednocześnie ludzie niemal sobie obcy, nic o sobie na wzajem niewiedzący i obojętni wobec siebie. No i wreszcie przyszedł na nich taki czas, kiedy obudzili się z tego hipnotycznego snu - życia i zobaczyli jakim ono jest naprawdę. I nagle wszyscy naraz zaczęli coś zmieniać.
Do czego zmierzam? Otóż wniosek z całej tej historii nasuwa mi się taki, że my ludzie przyjmujemy w całym swoim żywocie różne "pozy". Z otwrtych i serdecznych ludzi z biegiem czasu możemy stać się zgorzkniałymi, zatruwającymi życie sobie i innym zrzędami. Możemy ten stan rzeczy zmienić opamiętując się w porę bądź też pozostać takimi do końca naszych dni.
Carolyn (żona Lestera) jest właśnie taką postacią. Kiedy była młoda i brała z nim ślub z pewnością była radosną, szczęśliwą, pełną miłości dla męża, a potem także i dziecka kobietą. Jednak w miarę upływu czasu zaczęła szukać innego "szczęścia". Dlaczego tak się stało? Pewnie złożyło się na to wiele czynników (tak jak w katastrofach). No i stała się tą egoistką. Myślę, że dopiero śmierć męża otworzyła jej oczy. Musiało dojść do tragedii, żeby zrozumiała jak żyła do tej pory, kim była oraz jak wiele tak naprawdę dla niej znaczył jej mąż.

użytkownik usunięty
XxXxxEVeRaxxXxX

Naprawdę podziw dla EVe za napisanie powyższego tekstu ;) w zupełności się zgadzam z tym, ale co do nastolatki to nadal stoję przy swoim stanowisku :] Wiem bardzo dobrze jaki jest ten wiek i jak się wtedy czują takie osoby. No dobra, dziewczyna może bardziej burzliwie przechodziła ten czas, ale to po części wina rodziców. To przez nich stała się tym kim jest i miała wszystko "w dupie". A na kłótnie małżeńskie, naprawdę nie mogła nic poradzić ani na polepszenie życia w rodzinie ogółem. Nawet gdyby jej się udało to i tak małżeństwo by się nagle " nie pokochało ", jedynie polepszyłyby się ich stosunki z dzieckiem.

ocenił(a) film na 8

Dzięki Catherine za słowa uznania. To miłe z Twojej strony :)

Wracając do młodzieńczego buntu, to ja go wcale nie neguję. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu przechodził, przechodzi, czy też będzie przechodzić przez ten okres. Wiele młodych osób wręcz "płonie" od nienawiści, nie tylko do całego świata, ale także do samych siebie. Wiem jednak, że warto czasem w sobie ten ogień zgasić. Nawet jeśli gaszenie miałoby się zakończyć lekkim poparzeniem dla nas samych, to ostatecznie w ten sposób uchronimy siebie przed samospaleniem i najbliższych (którzy mogliby "zająć się ogniem" od nas) przed spłonięciem. Trochę metaforami gadam, ale mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli ;]
Rozumiem Twoje zdanie. Twierdzisz, że wina leży po stronie rodziców bo to w końcu oni są odpowiedzialni za wychowywanie dziecka oraz poprawne relacje z nim. Wcale temu nie zaprzeczam. Uważam jednak, że Jane jako dziewczyna na progu dorosłości miała jakieś prawo głosu, a co więcej, było ją stać na załagodzenie konfliktu, albo choćby na próbę podjęcia szczerej rozmowy.
Czasem to właśnie dzieci, jeśli widzą, że rodzice "niedomagają uczuciowo" muszą wziąć sprawy w swoje ręce, postawić jakieś ultimatum. Wóz, albo przewóz. Albo wszyscy idziemy na kompromis i próbujemy jakoś się dogadać, albo mówimy sobie "do widzenia" (albo dalej tkwimy w martwym punkcie i dalej się ze sobą użeramy).
W sumie Jane była tego bliska bo gdyby wtedy uciekła z chłopakiem byłby to cios wymierzony w stronę rodziców. Może nie byłby to bardzo "siarczysty policzek", ale jakieś otrzeźwiające "strzelenie z liścia" już na pewno ;D Sprowokowałaby ich do działania, do przemyśleń i do podjęcia jakiejś konkretnej decyzji. Wiemy jednak, że nie zdąrzyła tego zrobić (przynajmniej w filmie).

Tylko teraz pytanie, czy w przypadku tej dziewczyny ucieczka była faktycznie jedynym możliwym i słusznym rozwiązaniem? Nie sądzę.

XxXxxEVeRaxxXxX

Nie, ucieczka byłaby najgorszym. No bez jaj, 15 latka nie mogłaby uciec z domu, wiesz jakby jej życie dalej wyglądało? Podpowiem, że najprawdopodobniej stoczyłaby się (szczególnie, że jej chłopak ćpał trochę, więc w tym wieku to byłoby już koniec dla jej przyszłości).
Ogólnie Twoja interpretacja jest świetna, chociaż w jednym miejscu jakby niedopowiedziana. W którym? Ano w tym, gdzie piszesz o tym jak ta kobieta zaczyna szukać innego "szczęścia". Dlatego, że nie kochała swojego męża (pewnie nigdy) ? Popatrz teraz na niego - on też to robi, zmienia się dla koleżanki swojej córki. Z tego samego powodu, co jego żona? Jestem ciekaw Twojego zdania

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Zgadzam się, że ucieczka tak czy siak byłaby porażką. Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Nawet jeśli pozbyłaby się problemu jaki stanowili dla niej jej rodzice, z pewnością wpakowałaby się w masę innych, poważniejszych kłopotów. Jej chłopak ćpał trochę? On był dilerem narkotykowym :D Mimo to jego postać była najbardziej pozytywna i normalna w moim odczuciu. A to taki paradoks bo przecież chłopaczyna siedział w psychitryku ;]

Tak. Napisałam w cudzysłowiu wyraz "szczęścia" bo to co wydawało się być dla Carolyn szczęściem (jak się później okazało) wcale nim nie było. Kobieta łudziła się, że ciągłe robienie kariery, gonienie za kasą i romanse z bogatym i sławnym mężczyzną dadzą jej pełnię szczęścia. Ale to wszystko było tylko iluzją. Fascynacja tym gościem z jej branży sprawiła, że żona Lestera poczuła się trochę lepiej. Jednak była to tylko krótkotrwała poprawa humoru, a nie prawdziwe szczęście.
Myślę, że kiedyś go kochała. Z resztą chyba gdzieś w połowie filmu pada takie zdanie/pytanie z ust Carolyn (już nie pamiętam dokładnie, więc mogę się mylić), że nie jest, lub czy już nie może być tak jak było kiedyś między nimi. Czyli kiedyś się kochali i byli ze sobą naprawdę szczęśliwi.

Lester. Ten film jest głównie o nim. I wsumie to chyba na jego temat możnaby najwięcej powiedzieć.
Tym razem jednak nie będę się rozwodzić, tylko ograniczę się do zwięzłej odpowiedzi na Twoje pytanie. Tak, uważam, że Lester zmienia się dokładnie z tych samych pobudek co jego żona. Oboje byli sfrustrowani i niezadowoleni z pożycia małżeńskiego. Oboje szukali odmiany. Czegoś czego nie była w stanie zagwarantować im ich druga połówka.

XxXxxEVeRaxxXxX

Taka interpretacja Lestera wydaje się najbardziej oczywista.
Hehe, właśnie ten koleś, który był w psychiatryku był najnormalniejszy z nich wszystkich, też miałem takie odczucia. Reżyser chciał przez to pokazać, że ludzie zakłamani i przydzielający sobie różne maski są najgorsi, albo inaczej: są przegrani.

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Otóż to. Reżyser chciał pokazać, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda. A udawanie kogoś innego, może i przyniesie określone korzyści, ale tylko na krótką metę. W ostatecznym rozrachunku bycie sobą to jedna z głównych podstaw pełni szczęścia!

Catherine, no właśnie, chodzi o to, że ona nie zaradziłaby w żaden sposób tej kłótni. Jedynie argumentacja "nie możecie mi tego zrobić" by tu pomogła, może (gdyby jej rodzicom zależało bardzo na jej przyszłości).

użytkownik usunięty
Cruzer

Nawet gdyby byli ze sobą tylko dla Jane to i tak by to nie była kochająca się rodzina..miłość między nimi byłaby oschła i sztuczna, a łączyłoby ich tylko dziecko. To też bez sensu. Ja przynajmniej bym nie chciała żyć w takiej rodzinie. Nie chciałabym, aby dla mnie specjalnie rodzice niszczyli sobie życie.
czyli wniosek jest prosty: Jane nic nie mogła poradzić na obecną sytuację, mogła jedynie poprawić stosunki z każdym z rodziców osobno.

To zamiast tego wolałabyś wybierać, z którym rodzicem chcesz się częściej widzieć (mieszkać)? A potem z płaczem jeździć do tego drugiego (tego oddalonego), żeby z nim porozmawiać, być blisko niego, bo na przykład czułabyś taką potrzebę?
Małżeństwo w separacji, albo rozwód to o wiele gorsza rzecz

użytkownik usunięty
Cruzer

Jeżeli oni byliby szczęśliwi to tak. Nie znosłabym mieszkania w domu gdzie rodzice się wzajemnie nienawidzą. Uważasz, że to byłoby lepsze ?
Ja chciałabym dla nich jak najlepiej.

Jestem o tym przekonany, Kate. Nawet gdyby się nie znosili, to powstrzymywaliby się przy swoim dziecku (jeśli uzgodniliby to wcześniej między sobą).
PS A oni chcieliby jak najlepiej dla Ciebie :]

użytkownik usunięty
Cruzer

Wiem, że to by było dla mnie dobre, ale dla nich nie. Powiem ci, że sama bym się poświęciła w ten sposób dla swojego dziecka. Ale teraz patrzę z perspektywy takiego "gówniarza" jakim jestem i bym chciała aby moi rodzice mieli lepsze życie niż ja i nie poświęcali się aż tak bardzo dla mnie.

ocenił(a) film na 8

Ciekawa dyskusja Wam się wywiązała :]

Nawiązując do tego co wcześniej napisał Cruze ro dogadaniu się rodziców, żeby nie sprzeczać się przy dziecku... Sprawa wyglądałaby tak:

1.Rozwód = nieszczęście dla dziecka = szczęście dla rodziców

2.Pozostanie razem = szczęście dla dziecka = nieszczęście dla rodziców.

Czyli co? Całkowita odwrotność. Jakie są z tego wnioski?
Ani rozwód, ani pozostanie ze sobą tak naprawdę nie mogłoby wszystkich usatysfakcjonować, zawsze ktoś by na tym ucierpiał.
Oboje macie poniekąd rację bo dzieci z rozbitej rodziny niezwykle cierpią nie mogąc mieć przy sobie na stałe obojga rodziców. Z drugiej jednak strony czy dziecko żyjące przez tyle lat w jednym domu z rodzicami, którzy nie darzą się wzajemną miłością może być szczęśliwe? Ta miłość musi krążyć wszędzie, a nie tylko do wybranych punktów. Taki obwód zamknięty.Tak więc ostatecznie ukłon jednak bardziej w stronę Ketrin ;)

XxXxxEVeRaxxXxX

Nie wiem, ja się poddaję :D .Nie jestem żadnym psychologiem, więc nie będę dłużej poruszał tego tematu, bo zaczną się jakieś dywagacje z mojej strony ;]

ocenił(a) film na 8
Cruzer

Hehehe :D Spoko, dla mnie w na tym etapie temat może być zamknięty, nie widzę przeszkód, ale jak ktoś ma jeszcze jakieś ciekawe spostrzeżenia, to chętnie je poczytam.

XxXxxEVeRaxxXxX

Ja tego tematu przecież nie zamykam ;] . Ale mi będzie ciężko coś jeszcze dodać, przynajmniej w tej kwestii, o której tak zażarcie dyskutowaliśmy :D

użytkownik usunięty
XxXxxEVeRaxxXxX

Dziękuję EVe, że się ze mną zgadzasz bardziej ;) jest mi bardzo miło jednak ty Cruzer też masz poniekąd rację :]
jeżeli macie jeszcze jakiś pomysł na dyskusję to chętnie wezmę w niej udział ;D

janek00714

O czym jest ten film? Krótko - o byciu sobą. Podczas całego życia robimy różne rzeczy. Czasami słuszne, czasami nie, czasami dla nas dobre, a czasami wręcz przeciwnie. Grunt to jednak pozostawać sobą. Inność bowiem wcale nie musi oznaczać wariactwa. Wariactwem jest dostosowywanie się do bycia kimś innym wbrew wewnętrznemu ja. Podporządkowywanie ogólnemu obrazowi sprawia, że pewnego dnia budzimy się rano uświadamiając sobie nagle, iż od dawna nie jesteśmy szczęśliwi, pomimo poświęceniu temu celowi całego życia. Nikt bowiem nie będzie tak naprawdę szczęśliwy nie będąc sobą. I możemy się w tym oszukiwać aż do samego końca, ale to nigdy nie będzie prawda. Nie pomoże w tym świetnie płatna posada ani słowa fałszywych ludzi. W pogoni za szczęściem zapominamy niestety jak niewiele nam potrzeba. Zapominamy także jak wiele posiadamy... Główny bohater tego filmu przeszedł przemianę, wybudził się ze śpiączki ustatkowania i zaczął intensywne poszukiwania. Zatracił się w tym wszystkim. Dopiero na sam koniec, przed samą śmiercią zdał sobie sprawę, że tak naprawdę ma już wszystko czego tylko mógłby zapragnąć, tylko nie umiał tego dostrzec. I nie były to pieniądze, wielki dom, wolność czy kariera zawodowa, ale przede wszystkim osoby, z którymi dzielił życie - jego córka i żona. A zaraz potem kilka pięknych wspomnień, gdy życie miało niebywałe poczucie wewnętrznego sensu.
Każdy z nas chce lub w którymś momencie życia chciał być kimś innym, ale cała tajemnica polega na zrozumieniu, że tak naprawdę najlepiej będziemy się czuć jako osoba, którą już jesteśmy. Całe życie możemy się doskonalić w kierunku nam odpowiadającym, ale bycie kimś innym, udawanie, nie jest rozwiązaniem.

Śmiem się też nie zgodzić z przesłankom ku "Amerykanizacji" tego obrazu. Narodowość bohatera nie ma znaczenia, każdy człowiek na Ziemi pragnie szczęścia i dąży do niego tak jak umie. A system? To nie system tworzy ograniczenia. Czy Lesterowi ktoś kazał pracować? Poganiał go przez całe lata jego życia batem aby żył według określonego schematu? Nie. To on sam stworzył bariery, które przełamywał. Odkryciem było dla niego, że przestał być sobą. To on sam uwięził się w życiu, które nie sprawiało mu radości i ostatecznie sam zerwał te więzy. Sami tworzymy klatki, z których potem nie umiemy się wydostać obwiniając system, innych ludzi, zły los albo przeznaczenie. I chociaż trudno się uwolnić, to wystarczy odkryć, że drzwi naszego więzienia nawet nie są zamknięte. Siedzimy tam z własnej woli, bowiem wolimy znajome kraty codziennej monotonii niż jeden krok w nieznane, który mógłby ją przełamać. Boimy się, a wystarczy tak niewiele...

Wszyscy możemy być sobą tak bardzo, jak nam się podoba. Czasami wymaga to pracy, ale wystarczy zrozumieć, że tak naprawdę jeszcze większego wysiłku wymaga okłamywanie siebie przez całe życie.

ocenił(a) film na 9
AbraCham

Ale czy wątek Lestera w filmie jest tym głównym? Moim zdaniem bardziej skomplikowane życia miała jego córka Jane, bowiem była atakowana wielokrotnie z dwóch stron, niekiedy jej rodzice nie panowali nad tym co mówią i co robią. Byla świadkiem niecodziennych wydarzeń, albo... raczej z jej perspektywy całkiem codziennych. Szukała wyzwolenia, bo kto mógłby znieść codzienne kłótnie przy stole, dusząca atmosferę w domu. Wszystko w jej życiu pchało ją ku dołowi, aż wreszcie pojawiła się na horyzoncie iskierka, dziwna iskierka nadziei, nieco bezczelna i na swój sposób równie uszkodzona - Ricky. Dzieki niemu mogła znaleźć sposób na wyzwolenie. Co się zmieniło w ich życiu po śmierci Lestera?

janek00714

Wątkiem mogłaby być rodzina Lestera jako ogół, ale to on sam jest głównym bohaterem. On przeszedł największą przemianę, która była bezpośrednią przyczyną wszystkich wydarzeń w filmie kończącym się wraz z jego śmiercią. Kontrastem dla tej sytuacji jest żona, którą przez większość czasu denerwowało zachowanie męża z jednego prostego powodu - ona wciąż była nieszczęśliwa i nie umiała temu zaradzić. Więziła się, podczas gdy osoba, która dotychczas dzieliła jej klatkę, zdołała się uwolnić. Jak na mój gust, zrozumiała to samo co wcześniej Lester, ale dopiero po jego śmierci. Wtedy zorientowała się, że tak naprawdę miała wszystko i nie umiała tego docenić. Jak na ironię to jej mąż próbował jej to kilkukrotnie wyjaśnić wcześniej. Był nawet gotów do poświęcenia swojej zażyłości z jej osobą tylko dla jej szczęścia. Chciał aby i ona czuła się z sobą dobrze, nawet jeżeli miałoby się to odbyć kosztem ich związku. Musiał ją bardzo kochać... Jane była mimowolnie zamieszana w te wszystkie wydarzenia, ale głównym jej problemem był brak akceptacji wobec własnej osoby. Jej rodzice nie akceptowali siebie, więc nie miał jej kto tego nauczyć tak na dobrą sprawę. Czuła się samotna, odtrącana i niechciana przez nikogo. Było jej źle i nawet nie wiedziała kogo za taki stan rzeczy winić. Dopiero Ricky pozwolił jej zrozumieć, że wcale nie musi być kimś innym, aby być sobą. Jest wartościową osobą w obecnej formie i nie musi się dla nikogo zmieniać. Pozwolił jej zaakceptować siebie. Ricky jako jedyny w całym filmie nie miał problemów z własną osobą. Wiedział co jest wart, znał swoje słabości oraz ograniczenia, umiał się także cieszyć drobnymi rzeczami, dostrzegał obrazy, na które nikt nie zwracał uwagi. Miał swoje przejścia jednak odnalazł się w świecie szybciej niż chociażby Lester... Co smutniejsze niektórzy z nas przez całe życie nie dochodzą do podobnych konkluzji i ostatecznie umierają nieszczęśliwi. Poruszającą sceną jest moment, w którym Ricky przygląda się martwemu Lesterowi. Wydaje mi się, że w gasnącym spojrzeniu, sztywniejącym wyrazie twarzy i marniejących rysach, w tej całej grotesce końca skąpanej czerwienią dostrzegł, iż udało mu się w końcu wszystko zrozumieć... Umarł szczęśliwy. Odnalazł się. To strata, ale na swój sposób pokrzepiająca, bowiem mogło być zupełnie inaczej.

użytkownik usunięty
janek00714

Niektórzy traktują ten film jak zwykły amerykański dramat, komedię... jednak ma on wiele przesłań dla nas, zwykłych ludzi ;) nie będę wymieniać, bo wyżej zostało wszystko ukazane :) ale chcę powiedzieć, że ten film jest naprawdę wart obejrzenia i trzeba dostrzec w nim drugie dno.

ocenił(a) film na 9

Faktycznie o filmie można byłoby pisać i pisać, ale uważam, że film takiego typu trzeba obejrzeć po raz drugi, a nawet po raz trzeci, ażeby wyłapać wnikliwie wszystkie szczegóły, które tworzą to arcydzieło :)

użytkownik usunięty
janek00714

Po części się z tobą zgadzam ;) aby dobrze zrozumieć ten film powinno się go obejrzeć kilka razy, tak jest z wieloma dziełami, gdyż za każdym razem możemy dostrzec coś nowego.

ocenił(a) film na 10
janek00714

Nie mogę znieść bredni, które wypisują niektórzy ludzie na tym forum. Powtarzam sobie, że każdy ma prawo do swojego zdania, ale niektóre interpretacje są kompletnie nieuzasadnione, powierzchowne i nie potrafię ich ścierpieć w spokoju.
Dobrze, że pojawiają się też poważne spostrzeżenia. Dziękuję za wątek.

ocenił(a) film na 10
janek00714

Film jest o radości z życia, która płynie z dostrzegania piękna otaczającego nas świata. Lester go nie widzi, jest znudzony życiem, dostrzega jedynie piękno, które występuje w najprostszej postaci, w dodatku możliwej do skonsumowania. Carolyn czerpie radość z sukcesu zawodowego i rzeczy posiadanych, co również jest bardzo łatwe, ale zgubne. Moim zdaniem jedynym pozytywnym bohaterem filmu jest Ricky, który jest dla mnie nadczłowiekiem. To on jest w stanie zobaczyć piękno tam, gdzie zwykli ludzie w życiu by go nie ujrzeli. Zachwyca się martwym ptakiem, rzeczą która wielu obrzydza, wzrusza się przy latającym worku, obok którego każdy przeszedłby obojętnie i wreszcie dostrzega piękno w dziewczynie, która go wcale nie zauważa. Dlatego jest człowiekiem szczęśliwym, spełnionym, którego nic nie zatrzymuje. Dlatego film nazywa się "American BEAUTY."

użytkownik usunięty
janek00714

nic, ten film to tylko pusta tandeta

użytkownik usunięty
janek00714

Prosto i zwięźle: Jeśli twoje życie jest do dupy, zmień je póki jeszcze masz czas.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones